poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Biały kruk

O aferze fujarkowej i wycofaniu nakładu "Kayko and Kokosz - Flying School" poinformowały już swoich czytelników: Gazeta Wyborcza, Onet, Wirtualna Polska, Interia, Booklips, Trójmiasto.pl i Londynek. Polacy nagle przypomnieli sobie o istnieniu "Kajka i Kokosza" i zgłosili szereg - mniej lub bardziej konstruktywnych - postulatów dotyczących angielskiego wydania:
  1. żeby nie tłumaczyć powiedzonek "na Trygława i Swaroga" oraz "lelum polelum",
  2. żeby tłumaczyć onomatopeje KNIAK, LLAP, KLACH, GLĄ i GNOCHT,
  3. żeby dodać przypisy, a najlepiej leksykon o słowiańszczyźnie,
  4. żeby kasztelan nazywał się "castellan", a nie "governor",
  5. żeby krwawy Hegemon był "bloody", a nie "cruel",
  6. żeby Łamignat nie nazywał się "Breakbone", tylko jakoś inaczej,
  7. żeby tytuł "Flying School" zmienić na "School of Flying" albo "Flight School" itp. itd.
Grupa tajemniczych neopogan wystosowała nawet do Egmontu petycję w sprawie "zachowania oryginalnych słowiańskich nazw bogów". Jeśli wydawnictwo zdecyduje się uwzględnić te wszystkie żądania, to dodruk może się znacznie odsunąć w czasie, głównie z powodu bardzo pracochłonnego procesu retuszowania onomatopei. Na razie możemy nacieszyć oczy kilkoma zdjęciami wycofanego egzemplarza, ostemplowanego specjalną pieczątką i przekazanego do archiwum Fundacji "Kreska".



czwartek, 12 kwietnia 2018

Oferma dyskryminowany

Wszyscy podniecają się fujarką Łamignata, a na penisa Ofermy nikt nawet nie zwrócił uwagi. A on tam jest, na 17 stronie komiksu "Trezoroj de Mirmilo". Zobaczcie sami.


Coś nam się wydaje, że nikt nie przeczytał "Skarbów Mirmiła" w języku esperanto (z nami włącznie). A Maciek Kur przeczytał i penisa znalazł. Ciekawi jesteście jak było w oryginale? Proszę uprzejmie:


Kochany Egmoncie, nie za dużo ostatnio tych fallicznych niezręczności? Może macie na pokładzie jakiegoś sabotażystę?

środa, 11 kwietnia 2018

Kajko i Kokosz znów na puzzlach

Cała Polska z zapartym tchem śledzi aferę fujarkową, a tymczasem Kajko i Kokosz cichaczem wrócili na puzzle. Co prawda tylnymi drzwiami, za to w jakim towarzystwie! Woje Mirmiła tym razem ukryli się wśród gwiazd popkultury, ale z pewnością uda Wam się ich odnaleźć w tłumie. Zwłaszcza tym z Was, którzy niedawno oglądali tę ilustrację na naszym logu. Autorem rysunku jest Przemek Świszcz i to on zamówił w firmie Trefl kilka egzemplarzy 1000-elementowej układanki. Tak jest, to ten sam Trefl, który prawie 30 lat temu wydał wszystkie oficjalne puzzle Christy. Na razie jedyną szansą na zdobycie egzemplarza będzie udział w konkursie, zapowiedzianym na profilu rysownika.


Niusa przysłał nam Łukasz "Bofzin" Kuciński. Wielkie dzięki.

wtorek, 10 kwietnia 2018

Wywiad z tłumaczem "Flying School"

Wydawnictwo Egmont Polska udostępniło wywiad z Michaelem Kandelem, tłumaczem komiksu "Kayko and Kokosh: Flying School". Zapraszamy do lektury, ale najpierw przystawka - pierwszy graficzny komentarz do angielskiego przekładu. Autorem rysunku jest Kleszcz.

Łami Gnat / Break Bone

* * *

Jak to się stało, że został Pan studentem slawistyki i tłumaczem polskiego science-fiction?

Zacząłem od rosyjskiego, a potem musieliśmy wybrać drugi język. Zdecydowałem się na polski.

Skąd zainteresowanie tą relatywnie mało popularną grupą języków?

Interesuje mnie każdy język, bardziej czy mniej popularny. Interesuje mnie nawet język migowy! Rosyjski pojawił się w moim życiu, kiedy ojciec przyniósł do domu olbrzymi zapis nutowy opery "Borys Godunow". Słowa pieśni zapisane były po angielsku, francusku i właśnie po rosyjsku. Ta sympatia do Rosji miała chyba źródło w okresie II wojny światowej.

Jest pan tłumaczem Stanisława Lema. Jak odkrył Pan jego książki?

Trafiłem na Lema przygotowując się do studiów doktorskich w zakresie polskiej literatury. Zdobyłem listę lektur dla doktorantów tego kierunku na Uniwesytecie Warszawskim. To była bardzo długa lista! Pierwszą książką Lema, którą przeczytałem, był "Niezwyciężony". Przypominała mi prozę znakomitego H.G. Wellsa, byłem pełen podziwu dla wyobraźni Lema, napisałem do niego fanowski list. Ten autor przekładany był przez wielu tłumaczy, ale byłem jednym z pierwszych, którzy pomogli jego książkom przebić się do pierwszoligowych amerykańskich wydawnictw: Continuum, Seasbury, Hardcourt.

Czy wcześniej czytał Pan komiksy z serii "Kajko i Kokosz?"

Tak, kilka tomów, parę lat temu.

Dlaczego?

Tomasz Kołodziejczak postanowił zapoznać mnie z dokonaniami polskiego komiksu.

Czytywał Pan inne komiksy?

Tak, zawsze je lubiłem. Moje ulubione to "Krazy Kat", "Popeye", "Spider Man" i "Doktor Strange".

Czytał je Pan jako dziecko czy dorosły?

I jako dziecko, i jako dorosły.

A poważniejsze komiksy, tak zwane powieści graficzne? "Maus", "Persepolis", "Strażnicy"?

"Maus" i "Persepolis" są świetne, ale nie jestem fanem "Strażników". Wydają mi się bez polotu, zarówno pod względem grafiki, jak i treści. Dzisiejszym wielbicielom powieści graficznych poleciłbym Fransa Maserella, flamandzkiego artystę, który tworzył ponad sto lat temu. Na nim się wychowałem.

Jakie szczególne wyzwanie stoją przed tłumaczem komiksów? A może to medium nie nastręcza żadnych wyjątkowych problemów?

Jest jedna zasada: trzeba pilnować długości słów i zdań, żeby zmieściły się w dymkach.

A "Kajko i Kokosz"? Czy tam natrafił Pan na trudności?

Christa umieszcza w tym komiksie wiele żartów słownych, lubi bawić się słowami. Staram się oddać jego poczucie humoru. Nie próbuję natomiast zachowywać wszystkich odniesień do kultury słowiańskiej, bo dla zagranicznych czytelników byłyby niezrozumiałe i, co za tym idzie, bezużyteczne. Na ich miejsce znajduję inne żarty, mam nadzieję, że równie uroczo niemądre.

Jak ocenia Pan "Kajka i Kokosza"? Czy te komiksy nadal mają szansę rozbawić dzieciaki, czy może są zbyt staroświeckie?

Pod niektórymi względami rzeczywiście się zestarzały, ale na tym polega ich urok. Są zabawne, pogodne, nie ma w nich okrucieństwa i mroku, które coraz wyraźniej widać w świecie dookoła nas.

Które fragmenty wydały się Panu staroświeckie? Mnie zdumiał nieco koncept szkoły latania, oparty na jakże zabawnym odwróceniu sytuacji: kobiety uczą mężczyzn, jak prowadzić pojazdy.

To zaskoczenie pozwala przypuszczać, że negatywnie odbiera Pani seksizm w tych komiksach. Ale to jest właśnie część ich staroświeckiego uroku. Moim zdaniem ratuje je intencja autora: nie ma tu wrogości, jest dużo dobrej zabawy. Ale tak, bez tych seksistowskich żartów byłoby pewnie lepiej. Jest tam także sporo bójek, to też wydaje mi się przestarzałe.

Czy tłumaczenie na angielski może pomóc temu komiksowi w podbiciu zagranicznych rynków?

Przetłumaczenie książki na angielski czasami rzeczywiście ma taki efekt, w przypadku tego komiksu skuteczniejsza byłaby pewnie adaptacja na grę komputerową.

Wywiad przeprowadziła Olga Wróbel.

* * *

Michael Kandel (ur. 24 grudnia 1941 w Baltimore) – amerykański slawista, tłumacz literatury polskiej na język angielski oraz pisarz SF. Kandel otrzymał doktorat ze slawistyki na Indiana University. Zajmował się przekładaniem utworów Stanisława Lema na język angielski, tłumaczył także Jacka Dukaja oraz Marka Huberatha. Zangielszczył również opowiadanie Wiedźmin Andrzeja Sapkowskiego. Jakość jego przekładów książek Lema oceniana była bardzo wysoko przez samego Lema i przez krytyków, szczególnie w świetle faktu, że proza (i poezja) Lema są trudne, pełne gier słownych i trudno przetłumaczalnych konstrukcji.

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Afery fujarkowej ciąg dalszy

Po naszym sobotnim odkryciu, dziś na stronie wydawnictwa Egmont ukazało się następujące oświadczenie:
W związku z niespodziewanym nadejściem lata, palma może odbić. Ptaki naprędce poszukują budek lęgowych, człowiek nie zdążył zrzucić zimowych kurtek, a już w popłochu szuka kostiumu i kremu z filtrem. 1 kwietnia dopiero co minął... ale że wypadł w Lany Poniedziałek nie każdy się zorientował.

Egmont również dał się zwariować meandrom pór roku, dat w kalendarzu i freudowskich pomyłek. A za nim Łamignat w specjalnej edycji komiksu Janusza Christy "Kajko i Kokosz - Szkoła latania" przetłumaczonej na język angielski. Temperatura wzrosła nie tylko na termometrach, ale i na planszach komiksu. Łamignat zgubił "instrument", fujarkę diabli wzięli.

Informujemy, że nakład "Kayko and Kokosh – Flying School" nie trafi do sprzedaży 18 kwietnia br. O nowej dacie premiery poinformujemy niezwłocznie. Na razie idziemy szukać z Łamignatem "flute'a".
Cały nakład na przemiał? By Zeus and Saint Vitus! Ależ my mamy siłę rażenia...

sobota, 7 kwietnia 2018

Fujarka Łamignata

Zaraz po publikacji plansz z "Flying School" zebrało się konsylium znawców i zaczęło poprawiać tłumaczenie. Dziwnym trafem żaden z nich nie zauważył kuriozalnego knota, jakiego Egmont przepuścił już na pierwszej z prezentowanych plansz. A mój wspólnik od bloga zauważył :)


Jedna zmieniona literka ("FIUTE" zamiast "FLUTE") i słowo "fujarka" nabrało w ustach Łamignata kompletnie innego znaczenia. "Gdzie mój fiut?" krzyczy po angielsku zrozpaczony zbój, a my nie wiemy co odpowiedzieć. Czy to sabotaż korektora czy freudowska pomyłka tłumacza?

Po bliższych oględzinach okazało się, że połowa tej planszy kręci się wokół "instrumentu na F". Wyjątkowo ciekawie brzmi kolejny tekst Łamignata: "Kokosh, give me the fiute". Lektura tego komiksu nigdy już nie będzie taka sama...


Nie jest to zresztą pierwsza taka wpadka Egmontu. W wydanym w ubiegłym roku albumie "Łamignat Straszliwy" złośliwy chochlik zjadł literkę "Z" na 8. stronie, przez co okrzyk zbójcerzy stał się mocno niecenzuralny i co gorsza miał aż dwa błędy ortograficzne!

Zdjęcie jest w 100% autentyczne. Przysięgam na Trygława, Swaroga, a nawet Dadźboga.

Na szczęście Wasz czujny Kapral wypatrzył byka jeszcze przed premierą, po czym Egmont wycofał cały nakład "Łamignata Straszliwego" i podobno wydrukował album jeszcze raz. Sytuacja została opanowana, dziatwa się nie zgorszyła. No ale kilka, może kilkanaście osób dostało wcześniej egzemplarze z błędem, np. autorzy. Powyżej widzicie zdjęcie jednego z takich ocalałych komiksów, a konkretnie mojego: z lewej strony wersja wycofana, z prawej poprawiona.

I pewnie w tym momencie, drogi czytelniku, zaczynasz się zastanawiać ile taki misprint może być wart. Podejrzewam, że sporo, więc lepiej biegnij sprawdzić, czy w Twoim egzemplarzu "Łamignata Straszliwego" nie brakuje przypadkiem literki "Z", albo czy nie dopisano jej ręcznie. Kto wie, może właśnie zostałeś milionerem?

By Zeus and Saint Vitus!

Na 11 dni przed premierą Egmont ujawnił przykładowe plansze z angielskiej wersji "Szkoły latania", czyli "Flying School". Oto krótki słowniczek: Łamignat = Breakbone, Zbójcerze = Knaveknights, Krwawy Hegemon = The Cruel Hegemon, Kapral = Corporal, na Trygława i Swaroga = by Zeus and Saint Vitus. Cudnie! Kayko, Kokosh, Mirmil & Lubava pozostają niemal bez zmian. Też cudnie :)


Jest również projekt okładki albumu "Posiady guślorek" (uwaga! nie "poślady", tylko "posiady"), czyli góralskiej wersji "Festiwalu czarownic". Premierę z lipca przesunięto na 20 czerwca. Cudnie do kwadratu!


EDIT: Na stronie WAK znaleźliśmy jeszcze blurba:
"Kajko i Kokosz – Posiady guślorek" (czyli "Festiwal czarownic") to drugi album przetłumaczony na gwarę góralską (przed laty nakładem wydawnictwa Egmont w sprzedaży ukazał się album "Kajko i Kokosz – Ogromniasto gońba"). [...] Barwna gwara skalnego Podhala w połączeniu z unikalnym humorem Chirsty to znakomita zabawa, a przy okazji materiał pomocniczy przy kultywacji gwary góralskiej.

piątek, 6 kwietnia 2018

(FANART) Zapraszamy do trójki

Ostatnio wpadły nam w ręce trzy kompletnie różne fanarty. Autor pierwszego rysunku zabronił ujawnić swoje personalia, więc nie ujawniamy, ale może ktoś się domyśli.


Za to wszyscy z pewnością domyślają się kto jest autorem drugiego fanartu. To oczywiście niezmordowany Daniel Grzeszkiewicz, który filmową wersją Gucka i Rocha zasilił (jak zwykle) kolekcję kolegi Aleksandra Wielkiego.


Trzeci rysunek wyszedł spod ręki Macieja Kura, głównego scenarzysty "Nowych przygód Kajka i Kokosza". Cieszymy się, że Egmont nie powierzył jeszcze Maćkowi funkcji rysownika. Na mangę o słowiańskich wojach chyba nie jesteśmy gotowi :)


Kolejne fanarty w drodze. Nie wyłączajcie monitorów.

niedziela, 1 kwietnia 2018

(FANART) Cud wielkanocny

Święta mają jednak magiczną moc. Dwa lata temu w Wigilię "wypłynęła" nieznana okładka "Złota Mirmiła", w poprzedniego Sylwestra pojawiły się najstarsze paski z Kajtkiem-Majtkiem, a dziś w nocy Wojciech Jama ujawnił na profilu Muzeum Komiksu kolejne szokujące wykopalisko:
Okazuje się że w 1978 roku podjęto próbę wprowadzenia na nasz rynek serii mini komiksów w zachodnim formacie [tzw. Piccolo-Bilderhefte]. Pierwszym tytułem miał być "Kajtek i Koko w kosmosie". Nie wiem co nie wypaliło, ale planowana seria zakończyła żywot na pierwszym numerze, który co wielce prawdopodobne, nigdy nie trafił do dystrybucji. Jeden egzemplarz trafił natomiast do moich zbiorów, dzięki życzliwości emerytowanego pracownika jednej z drukarni. Wszystko wskazuje na to, iż jest to jedyny, cudem ocalony egz.

A więc Wesołych Świąt, kochani czytelnicy! W tym roku te słowa nabrały nowego znaczenia :)

* * *
EDIT 1: Oto kolejne zdjęcia opublikowane dziś przez Wojtka - przód i tył okładki. Czekamy na zdjęcia wnętrza zeszyciku.


* * *
EDIT 2: Zamiast kolejnych zdjęć albumiku, w Poniedziałek Wielkanocny ukazało się dementi:
No to po kolei :) Wspaniała praca, która została wykorzystana do żartu przy okazji 1 kwietnia, jest autorstwa... Macieja Mazura. Maciek przygotował również okładkę w wersji kolorowej. Pomysł był co prawda mój, ale inspirowałem się dotychczasowymi działaniami kolegów z bloga "Na plasterki". Natomiast postarzeniem zeszytu zajęła się profesjonalnie moja żona.

Co tu dużo gadać - tak epickiego przedsięwzięcia na Prima Aprilis jeszcze w polskim komiksowie nie było. Włożyć tyle trudu tylko po to, żeby nabrać garstkę fanów i uświadomić nam ile rzeczy nas przez PRL ominęło, to jest po prostu mistrzostwo świata. Autorom mistyfikacji należy się za to owacja na stojąco.

* * *
EDIT 3: Komentarz Wojtka Jamy:
Primaaprilisowy żart żartem, ale ten żart ma też drugie dno. Jako że 1 kwietnia za nami, a do kolejnego cały rok, to proponuję coś na poważnie. Wiele razy słyszałem o tej "złotej erze" polskiego komiksu, i cmokania z zachwytu nad tą "erą". Otóż sam daleki jestem od podobnych zachwytów. Uważałem i uważam, iż tamte czasy (PRL) poza nielicznymi wyjątkami to "wieki" ciemne, pełne straconych bezpowrotnie szans. I ten mój żart ma również pokazać ile straciliśmy :( Paskowe komiksy Janusza Christy drukowane w "Wieczorze Wybrzeża" to wprost wymarzony materiał na ich kolejną odsłonę w zeszytowych mini komiksach na zachodni wzór. Niestety o ile nasi zachodni sąsiedzi publikują dzisiaj solidne bibliograficzne, wielotomowe opracowania dokumentujące tamtejsze edycje, to nam pozostaje ta jedna, jedyna atrapa komiksu, będąca primaaprilisowym żartem. Ot... rzeczywistość.

* * *
EDIT 4: Poniżej znajdziecie kolorową planszę Macieja Mazura (udostępnioną na profilu rysownika), blaudruk do niej oraz pasek Janusza Christy, z którego pochodzi scenka (zapewne jest gdzieś w tej książeczce).